-Fred. Do której siostry, bo dziś mam aż dwie.- zaśmiał się już głośniej. Zrobiła zdziwioną mię, więc zaczął tłumaczyć- Ron przegrał zakład, teraz paraduje w sukience. Szkoda, że tylko dzisiaj.- nie zapytał jej o to, co pierwsze przyszło mu do głowy "Skąd się tu wzięłaś?". Był tego tak ciekawy. Mógłby zapytać tylko o to i stracić możliwość mówienia na cały ten dzień. Postanowił, że spyta swojego "klona". Jak postanowił, tak zrobił. Poszedł do siebie, jak przypuszczał był tam George.
-Wiesz, że Hermiona przyjechała?- zagadnął brata Fred.
-No, nie wiedziałem.- przyznał szczerze.
-To już wiesz.
-To co? Szykujemy kawał?- spytał i poruszał sugestywnie brwiami ten mniej poważny brat. Jednak drugi potwierdził mu uśmiechem. Kto wie co im przyjdzie do głowy?
Hermiona rozmawiała z rudowłosą przyjaciółką. Ginewra przypadkiem poruszyła temat Freda. Zauważyła jak dziewczyna się rumieni.To było zupełnie nie świadome.
-Czy mogę cię o coś zapytać?- zagadnęła niepewnie panienka Weasley.
-Oczywiście.- uśmiechnęła się promiennie starsza Gryffonka.
-Czujesz coś do mojego brata?- ugryzła się w język i nie powiedziała, o którego chodzi.
-Czy nie rozumiesz, że powiedziałabym ci? A swoją drogą to, o którego ci chodzi?- dopytała zaciekawiona.
-Nie, nieważne...- próbowała zmienić temat, ale nie zdążyła nic wymyślić. Hermiona nie miała ochoty odpuścić
-Powiedz.- nalegała.
-Lepiej ty mi powiedz, o którym myślisz.- chwyciła za jedyną deskę ratunku.
-Ugh...- zaczerwieniła się lekko.- Podoba mi się F...- przestała mówić, bo do pokoju wszedł Harry z Ronem powitać podróżniczkę.
-Cześć!- krzyknęli jednocześnie i rzucili się na nią. Przytulili ją jeszcze mocniej od pani Weasley. W tym czasie "klony" szykują drobny kawał na nowo przybyłą.
-George, nie sądzisz, że to dla niej za ostry żart?- powiedział rozsądniejszy, jeśli to w ogóle możliwe.
-Nie martw się. To tylko kilka sztucznych pająków i pajęczyn. Zastanawiam się czy nie dodać jeszcze sztucznej krwi.
-Jeśli użyjesz sztucznej krwi, to zmieniamy plan. Przebierzemy cię...- opowiedział mu swój pomysł, a drugi tylko zaczął szukać krwisto podobnej cieczy.
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Miona, Ginny i Molly przyrządzają kolację, a reszta sprząta salon i jadalnię. Nie bardzo byli z tego powodu szczęśliwi. Cały czas obowiązki, pomimo wakacji. Czekali z niecierpliwością na sen, wszyscy, oprócz Freda. Chciał porozmawiać z panną Granger albo chociaż ją zobaczyć, poczuć jej obecność. Spojrzeć jej w oczy i poznać wszystkie emocje, które skrywa jej serce. Może dotknąć jej skóry, poczuć jej magiczny dotyk. Jego serce bije tak szybko, gdy widzi Hermionę. Zawsze zachowywał się naturalnie, ale od kilku miesięcy jest to bardzo trudne. Nie chciałby się przyznać, ale żywi do niej silne uczucie.
Postanowił, że kiedyś jej to powie, ale to jak już Ron przestanie ją kochać. Jeszcze nikt się nie zorientował, że Fred patrzy nieco inaczej na przyjaciółkę, więc postanowił to wykorzystywać.
Po dwudziestej pierwszej rozeszli się do swoich pokoi. Hermiona nie potrafiła zasnąć, przewracała się z boku na bok nie mając nic do roboty. Ginny zniknęła gdzieś w kuchni robiąc ostatnie porządki.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Szatynka zerwała się na równe nogi i otworzyła drzwi. Stał tan nie kto inny, jak san Ronald. Oczywiście ubrany w sukienkę w kwiaty.
Liczę na komentarze dla motywacji... planowałabym dłuższe rozdziały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz